„Mama chce pomóc z zakupem mieszkania, ale mąż woli przeznaczyć te pieniądze na operację dla swojego ojca”

newskey24.com 1 miesiąc temu

Noście, jak to jest mieszkać w cudzym mieszkaniu przez lata, nie wiedząc, kiedy właściciel w końcu wskaże wam drzwi? Ja i mój mąż Kamil wynajmujemy już siedem lat. W tym czasie nie raz zdarzało się, iż nagle słyszeliśmy: „Potrzebujemy tego mieszkania” — i znów pakowaliśmy walizki. Raz syn właścicieli zmienił plany studiów, innym razem sąsiedzi zaczynali zachowywać się tak, iż życie obok nich stało się koszmarem, a jeszcze innym razem podwyższali nam czynsz bez słowa wyjaśnienia. A przez te wszystkie lata nie mogliśmy choćby pomyśleć o dziecku — bo w takich warunkach zakładanie rodziny to męka.

Nie mielibyśmy nic przeciwko mieszkaniu z rodzicami — moimi czy jego. Ale ich mieszkania są maleńkie, a oni sami nie mogą nam pomóc. Ja i Kamil dawno skończyliśmy studia, pobraliśmy się jeszcze na ostatnim roku i wtedy marzyliśmy, iż gdy będziemy mieć dzieci, będziemy młodzi, pełni energii i zawsze na tej samej fali. Teraz choćby nie jestem pewna, czy jeszcze tego chcę. Co, jeżeli dziecko dorośnie i zacznie wydawać nam się obce, tak jak teraz młodzi z ich dziwnymi poglądami wydają się nam obcy?

Oboje pracujemy, oszczędzamy, żyjemy skromnie. Zero kawiarni, zero wakacji. Wszystko dla jednego celu — własnego mieszkania. Ale choćbyśmy nie wiem jak się starali, wciąż brakuje. A jakby tego było mało, ojciec Kamila zaczął mieć poważne problemy z sercem. To jeszcze nie starzec, ale zdrowie zawiodło, i teraz mąż wspomaga go z własnej kieszeni. Oczywiście, to jeszcze bardziej nadszarpuje nasz budżet, ale cóż — rodzina.

Aż pewnego dnia moja mama, Zofia Marecka, oznajmiła: dostała spory spadek po ciotce. Chce nam pomóc — dołożyć do naszych oszczędności, żebyśmy w końcu kupili choćby maleńkie kawalerki. euforia była ogromna! choćby zaczęliśmy szukać agenta nieruchomości, a potem postanowiliśmy sami przeglądać oferty.

Najpierw trafiały się świetne propozycje, ale gdy próbowaliśmy targować cenę, od razu nas olewano. Potem było tylko gorzej: to rozwalona kawalerka bez okien, to klitka, którą właściciele nazywali „przytulnym gniazdkiem”. Ale nie poddawaliśmy się — traciliśmy czas, siły, choćby sen. Wszystko dla marzenia o własnym kącie.

Aż Kamil pojechał do rodziców. Wrócił cichy, zamyślony. Wieczorem usiadł naprzeciwko i powiedział, iż musi porozmawiać na poważnie. Jego ojciec jest w ciężkim stanie. Może być potrzebna operacja. Szanse są niewielkie, ale jednak są. I Kamil stwierdził, iż uważa za słuszne oddać pieniądze, które moja mama chce nam dać, na leczenie ojca. Powiedział: „Życie jest ważniejsze niż mieszkanie. My jeszcze zarobimy. A tata… może nie mieć tyle czasu”.

Mówił z pasją, z bólem, szczerze. Ja milczałam. Potem próbowałam tłumaczyć: to nie nasze pieniądze. Mama jeszcze nam ich nie przekazała. I w ogóle — chciała pomóc nam, a nie jego rodzicom. Tak, choroba ojca to straszna rzecz. Ale jak mogę po prostu przeznaczyć czyjeś pieniądze na cudzą potrzebę?

Po tej rozmowie Kamil spojrzał na mnie jak na obcą. Powiedział, iż jestem egoistką. Że gdyby to mój ojciec był w takiej sytuacji, nie wahałabym się ani chwili. Wciąż rozmawiamy, ale coraz częściej — chłodno, jak sąsiedzi z klatki. I już nie jestem pewna, czy to mieszkanie jest nam potrzebne, jeżeli mielibyśmy w nim żyć jak obcy ludzie.

Gdy mama dowiedziała się o pomyśle Kamila, stanowczo odmówiła wcześniejszego przekazania pieniędzy. Powiedziała, iż da je tylko w dniu podpisania umowy — gdy będzie pewne, iż kupujemy mieszkanie.

Rozumiem ją. To jej pieniądze. Chciała pomóc nam, nie świekrze. Ale i tak jest ciężko. Bo nie chcę stracić męża. Chciałam tylko dom. Własne gniazdo. Dla nas. A dostałam nieufność, urazy i chłód.

Ludzie wokół podzielili się na dwa obozy. Przyjaciele Kamila stoją po jego stronie. Moi — po mojej. A ja po prostu chcę żyć w spokoju, kochać i być kochaną. Ale to chyba trudniejsze niż uciułanie pieniędzy na kredyt.

I co myślicie — kto tu ma rację?

Idź do oryginalnego materiału