Do swoich trzydziestu lat Krzysztof miał za sobą dziesięć lat służby w trudnych misjach, był dwukrotnie ranny, ale Bóg go chronił. Po drugim poważnym zranieniu długo leczył się w szpitalu i musiał wrócić do rodzinnej wsi.
Wieś przez te lata się zmieniła, a ludzie też. Wszyscy jego koledzy z klasy już się ożenili, ale pewnego dnia Krzysztof zobaczył Kingę i ledwo ją rozpoznał. Gdy szedł do wojska, była jeszcze nastolatką, może trzynastoletnią. Teraz miała dwadzieścia pięć lat i była prawdziwą pięknością. Co prawda jeszcze nie wyszła za mąż. Nie spotkała faceta, za którego chciałaby wyjść, a bez miłości nie chciała zakładać rodziny.
Krzysztof był barczysty, silny, z wyostrzonym poczuciem sprawiedliwości, pewny siebie nie mógł przejść obok Kingi obojętnie.
Czyżbyś na mnie czekała i jeszcze nie wyszła za mąż? zapytał z uśmiechem, patrząc na piękną dziewczynę.
Może tak odparła, lekko się rumieniąc, a jej serce nagle zabiło mocniej.
Od tamtej pory zaczęli się spotykać. Była późna jesień, szli wzdłuż zagajnika, a pod nogami szelesciły opadłe liście.
Krzysiu, ale mój ojciec nie pozwoli nam się pobrać mówiła Kinga smutno, bo już dwa razy jej oświadczył. Przecież go znasz.
No i co mi zrobi? Nie boję się twojego ojca stanowczo oświadczył Krzysztof. Jak mnie pobije, to pójdzie siedzieć, i nie będzie nam przeszkadzał.
Oj, Krzysiu, co ty wygadujesz. Po prostu go nie znasz. Jest zbyt okrutny i ma wszystko pod kontrolą.
Jan Kowalski był najbardziej wpływowym człowiekiem we wsi. Kiedyś zaczynał jako przedsiębiorca, ale teraz krążyły plotki o jego powiązaniach z półświatkiem. Był krępy, z wydatnym brzuchem, miał bezczelne, zimne spojrzenie i był bardzo bezwzględny. W młodości wybudował we wsi dwie farmy, hodował krowy i świnie. Pracowała dla niego ponad połowa wsi. Wszyscy się do niego uśmiechali, niemal kłaniali w pas. A on uwierzył, iż jest Bogiem.
Mój ojciec nie dopuści do naszego ślubu mówiła Kinga tym bardziej, iż chce, żebym wyszła za syna jego kumpla z powiatu. A ja nie znoszę tego grubasa i pijaka Darka, obrzydliwy typ, tylko piwo w głowie. I już sto razy mówiłam o tym ojcu.
Kinga, żyjemy chyba w średniowieczu. Kto w naszych czasach może zmusić do małżeństwa z niekochanym? zdziwił się Krzysztof.
Kochał Kingę ponad wszystko. Podobało mu się w niej wszystko: od jej delikatnego spojrzenia po wybuchowy charakter. Ona też nie wyobrażała sobie życia bez niego.
No to chodź zdecydowanie wziął Kingę za rękę i przyspieszył kroku.
Gdzie? zaczęła się domyślać, ale nie mogła go powstrzymać.
Na podwórku dużego domu Jan Kowalski akurat rozmawiał ze swoim młodszym bratem Andrzejem, który mieszkał u niego w oficynie i zawsze był pod ręką.
Panie Janie, chcemy z Kingą się pobrać wyrzucił z siebie Krzysztof. Proszę o jej rękę.
Matka Kingi stała na ganku, zakrywając usta dłonią, i ze strachem patrzyła na swojego tyrana-męża, który i jej nie oszczędzał.
Ojciec Kingi wściekł się na taką pewność siebie Krzysztofa i bezczelnie go przeszywał wzrokiem, ale ten też patrzył mu prosto w oczy. Ojciec nie mógł pojąć, skąd u tego chłopaka taka odwaga, żeby mu coś takiego oznajmić.
Wynoś się stąd warknął Jan Kowalski. Znalazł się jakiś kontuzjowany żołnierz. O czym ty myślałeś, przychodząc tutaj? Moja córka nigdy za ciebie nie wyjdzie. Zapomnij tę drogę. Żołnierzyk jakiś.
I tak się pobierzemy odparł stanowczo Krzysztof.
We wsi wszyscy szanowali Krzysztofa, ale ojciec Kingi nie miał pojęcia, co to znaczy walczyć. Dla niego w życiu liczyły się tylko pieniądze. Krzysztofowi zrobiło się przykro. Ścisnął pięści, ale między nich natychmiast wstawił się Andrzej. Wiedział, iż ci dwie się nie ugną.
Gdy Andrzej wyprowadzał Krzysztofa z podwórka, ojciec wciągnął córkę do domu, jakby była dziesięcioletnią dziewczynką. Jan Kowalski nigdy nie wybaczał bezczelności wobec siebie ani tym, którzy nie słuchali jego słów.
Tej samej nocy, w jesiennej wilgoci, we wsi wybuchł pożar płonął warsztat samochodowy Krzysztofa, który niedawno otworzył.
Świnia mruknął Krzysztof. Nie miał wątpliwości, czyje to dzieło.
Następnej nocy Krzysztof podjechał cicho pod dom Kingi. Wieczorem wysłał jej wiadomość, żeby wyszła z rzeczami i wyjadą daleko. Ona się zgodziła. Z okna swojego pokoju podała mu torbę, a potem sama wyszła, ostrożnie skacząc w jego ramiona.
Już dobrze, do rana będziemy daleko powiedział. Nie masz pojęcia, jak bardzo cię kocham. Kinga przytuliła się do niego.
Jakoś mi nieswojo i strasznie szepnęła.
Po dziesięciu minutach jechali już szosą. Kinga miała ściśnięte gardło, a choćby trochę ją trzęsło z emocji. Zdawała sobie sprawę, iż przed nimi nowe życie. Nagle z tyłu zabłysły reflektory, co ją zaniepokoiło. Ale niedługo dogonił ich i zablokował drogę mercedes ojca.
Nie, tylko nie to wyszeptała przerażona Kinga i skuliła się.
Do ich samochodu podszedł jej ojciec z dwoma drabami, wyciągnął córkę za rękę. Krzysztof próbował jej bronić, ale od razu dostał w twarz. Zwalili go na ziemię i bez słowa okrutnie pobili. Potem wsiedli do samochodu i odjechali. Krzysztof został leżeć na poboczu.
Jakoś doszedł do siebie, ledwo dojechał do domu, a potem tydzień leżał. Sprawę podpalenia warsztatu umorzono, tłumacząc to wadliwą instalacją elektryczną. Krzysztof wszystko zrozumiał. Ale najbardziej martwił się o Kingę. Nie odbierała wiadomości, a numer był niedostępny.
Ojciec wysłał Kingę do miasta do swojej starszej siostry Hanny, zostawił jej sporą sumę pieniędzy i ostrzegł:
Nie wypuszczaj Laski z domu, telefonu nie dawaj.







![Utrudnienia w ruchu na ul. Boryszewskiej w Płocku. Autobusy KM też jeżdżą objazdem. Efekt końcowy prac zapowiada się jednak imponująco [FOTO]](https://dziennikplocki.pl/wp-content/uploads/2025/11/ws1.jpg)


