Grażyna już się przebierała, gdy rozległ się telefon od kolegi z dyżuru:
Grażyno, obiecałaś dziś przyjść pół godziny wcześniej, dasz radę?
Oczywiście, idź spokojnie do dentysty, ja już wychodzę.
Z pośpiechem zsunęła się po schodach i wybiegła z kamienicy. Nocny mróz zamienił podjazd w prawdziwy lód, a chodnik prowadzący z podwórka na ulicę przypominał lśniącą taflę, gotową połknąć każdego nieuważnego.
Nie zdążę tak szybko, mruknęła, stawiając ostrożny krok po śliskiej nawierzchni, i ruszyła w stronę przystanku autobusowego.
Pośrodku drogi stał sprzątacz, pan Stanisławowski, choć imię jego liczyło dziesięć liter, wszyscy wołali po prostu Stas. Próbował tłumaczyć przechodniom:
Nie ma piasku, nie przywieziono, a ludzie tylko się uśmiechali:
Nic nie szkodzi, Stasiek, przetrwamy!
Gdy wyszła z podwórka, na chodniku leżała papka z błota i rozpuszczonego śniegu, a poranne przechodnie zostawili po sobie czarne smugi, które rozlały się po lekko zamrożonej śnieżnej pokrywie. Grażyna szła pewnym krokiem, myśląc, czy wypisać pacjentkę z piątej sali, czy zostawić ją jeszcze kilka dni w szpitalu.
Nagle, niczym w komedii, poślizgnęła się i wpadła w błotnistą kałużę. Musiała podparć się rękoma w brudną maź, patrząc z obrzydzeniem na śliską masę wokół. Nagle ktoś podniósł ją pod pachy i pomógł wstać.
Dziękuję powiedziała, odwracając się. Przed nią stał wysoki mężczyzna z uśmiechem:
Nie ma sprawy, ale musisz się jeszcze w domu umyć.
Nie mam czasu, się spieszę.
Powodzenia w pracy odparł i zniknął w najbliższej uliczce.
Po przekazaniu brudnego płaszcza sanitariuszce i prośbie o powieszenie go, Grażyna wsłuchała się w rozmowę pielęgniarki:
Wszystko jak zwykle, dyżurny lekarz jeszcze tu jest, pilnuje nowicjuszki. Młoda głupia boi się porodu, ale już postanowiła zatrzymać dziecko. Rodzice mieszkają w innym mieście, przyjechała do ciotki, a potem znowu wróci.
W której sali?
W siódmej.
Grażyna westchnęła, rozpoczął się kolejny dzień. Weszła do sali siódmej i spotkała dyżurnego lekarza, uzyskała potrzebne informacje i udała się dalej. Na łóżku leżała dziewczyna odwrócona plecami do ściany. Grażyna dotknęła jej w ramię, a pacjentka odwróciła się:
Pan lekarz?
Tak, nazywam się Grażyna Kowalska, a ty? wymieniła się imionami, a ona odpowiedziała: Jestem Jadzia, już wiesz, co chcę powiedzieć.
Już wszystko zdecydowałam, rzuciła pośpiesznie, zrezygnuję z dziecka.
To twoja decyzja, czy rodziny?
Wspólna.
Czy ojciec dziecka wie?
Nie, ale chyba nie chce mieć dziecka.
Ale on jest ojcem, masz obowiązek poinformować go, iż to nie zabawka. Masz własnych rodziców, dlaczego odbierasz mu miłość?
Jestem jeszcze młoda i muszę się uczyć.
Powinnaś pomyśleć o tym wcześniej, każdy czyn ma konsekwencje. Czy to słuszne, zrzucać odpowiedzialność i odrzucać maleństwo, które w pierwszych dniach potrzebuje mamy? patrzyła w prawie dziecinną twarz Jadzi, wyczuwając zbliżającą się histerię. Wyobraź sobie, iż jedziesz w pociągu: wygodnie siedzisz, nagle wyrzucają cię na zimny, nagi peron. Jak ci się podoba ten obraz? Jesteś dorosła, znajdziesz wyjście. A twój maluch? Zaraz umrze.
Więc mu pomożesz! krzyknęła Jadzia.
Masz go w sobie.
Nie chcę.
Masz jeszcze czas, zadzwonić do ojca. Nie bój się, wszystko będzie dobrze.
Grażyna uściskała Jadzię, uśmiechając się ciepło. W oczach dziewczyny widać było ból, zamieszanie i nadzieję, iż problemy rozpuszczą się jak bańka mydlana.
Cały dzień Grażyna rozmyślała o Jadzi i o sobie. Ma już 34 lata, a małżeństwo wciąż nie wyszło. Na studiach miałaby chłopaka, planowali ślub, ale pijany kierowca potrącił go na czwartym roku tragedia, która wzięła go z życia. Po kilku latach wycofała się z myślenia o małżeństwie, uważała, iż nowy związek zdradzi pamięć ukochanego. Praca w szpitalu wypełniła pustkę, choć rówieśnicy już mieli żony i dzieci.
Grażynko, nie siedź w domu w weekendy, może na spacerze kogoś spotkasz, namawiała mama.
Mamo, co ty sobie wymyślasz? Może to jakiś oszust, odrzucała Grażyna.
Jednak patrząc z okna swojego gabinetu na pary młodych, które wchodzą w dwoje, łzy napływały jej do oczu. Pragnęła iść w ich ślady, przytulić własne dziecko.
Wieczorem za oknem szło wesoło deszczowy śnieg, a potem znów mroźny wiatr i śliskie podjazdy. Pamiętała, iż musi wyczyścić płaszcz, więc poszła do szatni i kuchni dla personelu. Dzień był spokojny, żadnych poważnych przypadków.
Postanowiła jeszcze raz odwiedzić Jadzię w sali siódmej. Dowiedziała się, iż ma zaledwie 18 lat, mieszka w pobliskim mieście i przyjechała tu, bo w małym miasteczku wszystko się słyszy. Miała czas przemyśleć decyzję, ale ojciec wciąż musiał podpisać dokumenty.
Grażyna zdziwiła się, iż dotąd nie zagłębiała się w takie sprawy, choć w praktyce były liczne. Teraz jednak serce jej podpowiadało, by pomóc Jadzi.
Po wyjściu z sali, Jadzia próbowała dzwonić do ojca, ale nie odbierał.
Może napiszę, iż nie znam ojca?
Najpierw urodź, potem zobaczymy. Jak się czujesz, skurcze?
Co?
Nic nie boli?
Nie.
Gdy coś się zacznie boleć, powiedz siostrze, ona wezwie lekarza.
Dobrze uspokoiła się Jadzia i uśmiechnęła.
Grażyna szła ostrożnie, by nie poślizgnąć się ponownie. Niestety, potknęła się i upadła na kolano. Za nią szła starsza kobieta, ale nie dała rady podnieść Grażynę. Nagle poczuła, iż znów ktoś chwyta ją pod pachy. Szeroki uśmiech ratownika rozjaśnił jej twarz.
Dziękuję.
Jestem Tomasz, a pan? zapytał, licząc na imię.
Grażyna nie chciała odmawiać, więc podała imię.
Może pójdziemy do szpitala?
Nie, tylko skręciłam kolano.
To muszę cię odprowadzić.
Tomasz był gadatliwym inżynierem-mechanikiem z fabryki, miał młodszego brata i siostrę, które wychowywał.
Moja córka Lidia to złota dziewczyna, a brat miał sprawę z dziewczyną, nie chce o tym rozmawiać. Jestem starszy, mam doświadczenie.
Pomógł Grażynie wejść na drugi piętro, a w ciągu dwóch minut przedstawił się Lidii Pawłowskiej, która zaprosiła go na herbatę, ale on odmówił, mówiąc, iż jego dzieci czekają. Lidia, słysząc o dzieciach, powiedziała:
Dziękuję za pomoc mojej córce.
Mężczyzna odszedł, a matka Grażyny westchnęła:
No cóż, piękny facet, ale już żonaty, jaka szkoda…
Grażyna nie chciała go przekonywać, iż Tomasz nie ma żony, ma tylko rodzeństwo. Mama natomiast, przy sprzątaniu stołu, ciągle powtarzała:
Kiedy umrę, zostaniesz sama, bo oprócz mojej siostry Mai, która jest dwa lata młodsza, nie masz nikogo.
Grażyna przytuliła matkę i powiedziała:
Żyj dalej, nie zostanę bez ciebie. Teraz idę spać, zmęczona. Jutro wczesny start, bo boję się o jedną dziewczynkę.
Wstała o szóstej rano i zadzwoniła do pracy:
Co słychać u Jadzi z sali siódmej?
Skurcze zaczęły, ale zdążycie zjeść śniadanie.
Całe rano myślała o Tomaszu i wyobrażała go z Jadzią i jej dzieckiem na rękach.
Czy nie zakochałam się w podeszłym wieku? pomyślała, widząc jego uśmiech. gwałtownie poprawiła makijaż przed lustrem i postanowiła, iż dzisiaj jeszcze go spotka.
W lobby szpitalnym zobaczyła dwóch mężczyzn; jednego rozpoznała jako Tomasza. Ruszyła w jego stronę:
Dzień dobry, w czym mogę pomóc?
Jak tu trafiłeś?
Pracuję tutaj, coś stało się z twoją siostrą?
Moja siostra ma 12 lat, mam nadzieję, iż nie pójdzie tą samą drogą co ten palant, najpierw skończy studia.
Do brata Tomasza, Władysława, podeszła:
Co z twoim, przepraszam, palantem?
Ten facet miał pomysł zrobić dziecko, a teraz chowa się przed dziewczyną, której nie potrzebuje. Dzwoni do niej dwadzieścia razy dziennie. Musi się ożenić.
Jadzia i tak chce zrezygnować, wtrącił się Władysław.
Grażyno Kowalska, szybkiego do porodni, przerwał telefon od kolegi.
Jadzia bała się, iż umrze, a jednocześnie widziała wciąż uśmiechującego się Władka.
Gdzie jest Grażyna, dlaczego nie przychodzi? pytał ktoś.
Jadzia uśmiechnęła się.
Nie bój się, wszystko będzie dobrze.
Wszystko skończyło się szybciej niż się spodziewano.
Chłopiec pokazała mała pielęgniarka i zaniosła go do oddziału.
Jadzia odpoczywała w swojej sali.
Czy nazwiesz go Tomaszem? zapytała Władysław.
Dlaczego?
W podzięce za twoje wsparcie. A Jadzia ma się dobrze.
Tomasz, patrząc na Grażynę, roześmiał się szeroko.
Najpierw zapytam Jadzia, bo już rodziła.
Tydzień później brat i siostra odwiedzili małego Tomka z mamą. Potem udali się do domu, gdzie Lidia Pawłowska przygotowywała obiad na uroczysty posiłek. Tymczasowo zamieszkała u nich, by pomóc Jadzi, bo jej ciotka trafiła do szpitala. Tomasz często, zakrywając oczy, mówił rodzinie, iż zostanie na noc u przyjaciela, ale wszyscy widzieli, jak szczęśliwa jest Grażyna i jak gorąco podchodzi do niej.
Młodszy brat Tomasza został przedstawiony rodzicom Jadzi, a potem odbyły się jego chrzciny. Królową chrzestną była Grażyna, a chrzestnym Tomasz. Dwa miesiące później wzięli ślub. Młodzi byli szczęśliwi, a najbardziej cieszyła się Lidia Pawłowska w końcu jej córka ma dużą, kochającą rodzinę, a ona sama może cieszyć się wnukami, kiedy przyjdą. Wszystko ma swój czas.









![Pod prąd na ekspresówce. "To nie escape room" [NAGRANIE]](https://interia-s.pluscdn.pl/pod-prad-na-ekspresowce-to-nie-escape-room-nagranie/000M2WK3CN85321X-C461.jpg)






