Komu ufać, jeżeli nie najbliższym

newsempire24.com 2 dni temu

Agnieszka pamięta swoje szczęśliwe dzieciństwo, choć dziś ma już dwadzieścia pięć lat i zdążyła w życiu poznać zarówno radość, jak i rozczarowania, a choćby zdradę.

Kiedy młody i przystojny podporucznik Krzysztof, świeżo po ukończeniu akademii wojskowej, oświadczył się swojej dziewczynie Halinie, ta nie mogła uwierzyć w swoje szczęście. Spotykali się ponad dwa lata, podczas gdy Krzysztof się uczył, a ich randki były rzadkie – kursantów rzadko wypuszczano na przepustki.

“Halsiu, chodźmy gwałtownie złożyć papiery. Pobierzemy się, a potem ja wyjadę do nowej jednostki, urządzę się, a ty dołączysz później. Odebrałbym cię na dworcu” – mówił Krzysztof, dumny z ukończenia studiów, zdobytych szlifów i perspektywy zostania poważnym, żonatym mężczyzną.

“Zgadzam się!” – odpowiedziała uradowana Halina. Od dawna marzyła o ucieczce z domu, od pijanego, awanturującego się ojca. Matki też specjalnie nie żałowała.

Matka Haliny zawsze broniła ojca, gdy był trzeźwy, nosiła mu talerze jak służąca, a potem wszystko zaczynało się od nowa. Na córkę nikt szczególnie nie zwracał uwagi. Liczyło się tylko, by miała co jeść i w co się ubrać. Pensję ojca matka wyciągała z niego awanturami, aż przepił wszystko.

W życiu nie widziała nic dobrego.

“Kiedy będę miała córkę” – marzyła Halina – “będę ją kochać i wychowywać inaczej. Żadnych awantur, bo za takiego jak nasz ojciec nigdy nie wyjdę. Znajdę porządnego chłopaka.”

Halina przyjechała do Krzysztofa do małej miejscowości na Podlasiu, gdzie stacjonował jej mąż. Miasteczko było niewielkie, ale od razu dostali jednopokojowe mieszkanie. Krzysztof postarał się przed przyjazdem żony – meble były po części wojskowe, resztę dokupił sam.

“Krzysiu, jak ja się cieszę! Wreszcie jesteśmy razem, i nikogo więcej nie potrzebujemy. Tu ja jestem panią domu!” – rozpromieniona Halina wtuliła się w męża.

Po około półtora roku urodziła się im córeczka, Agnieszka. Wtedy Halina krzątała się już niemal sama – mąż był ciągle na ćwiczeniach, służbie, rzadko kiedy wieczorem razem kąpali córkę. Krzysztof wracał, gdy dziecko spało, i wychodził, zanim się obudziło. Tęsknił, oczywiście.

Mijały lata. Córka rosła, Krzysztofa przenoszono do innych miast – wprawdzie niewielkich, powiatowych, ale jednak większych niż garnizonowe osady. W końcu pewnego dnia wrócił ze służby i oznajmił:

“No to jedziemy – nowa placówka, duże miasto. Pewnie zostaniemy tam na stałe.”

“W końcu! Zasłużyłeś” – powiedziała Halina. – “Mam już dość tułaczki po tych garnizonach. Inni całe życie w jednym miejscu siedzą.”

“Halsiu, twój mąż jest wojskowym. Mogłaś wyjść za cywila. Nie rozumiem, na co narzekasz? Masz mieszkanie, samochód, pieniądze.”

Ale Halina najwyraźniej odziedziczyła charakter po matce – z czasem przestała zwracać uwagę choćby na córkę. Agnieszka, im starsza była, tym bardziej lgnęła do ojca. Mieli doskonałe porozumienie. Halinie było to obojętne.

Dostali trzypokojowe mieszkanie w centrum miasta. Wcześniej mieszkali w mniejszych, ale gdy weszli do tego, wszyscy oniemieli. Agnieszce szczególnie spodobał się balkon – z dziesiątego piętra rozciągał się zapierający dech widok.

Agnieszka chodziła do dobrej szkoły. Ojciec przez cały czas służył, matka też pracowała. Córka często słyszała, jak Halina kłóci się z Krzysztofem. On zwykle milczał, ale ona zawsze znajdowała powód do awantury. Agnieszce żal było ojca, który wychodził na balkon, siadał w fotelu z gazetą i czekał, aż żona się wykrzyczy. Tam już nie śmiała go nękać – bo co ludzie pomyślą?

Po dwóch latach rodzice w końcu się rozwiedli. Agnieszka została z matką, ojciec wyprowadził się do innej dzielnicy. Mieszkanie Krzysztof zostawił byłej żonie i córce.

“Agnieszko, przyjeżdżaj do mnie w weekendy albo na wakacje. Oto adres” – powiedział ojciec i wyszedł, a ona ścisnęła w dłoni drogocenny skrawek papieru i schowała go głęboko, by matka nie znalazła.

Agnieszka odwiedzała ojca na urlopie – chodzili razem do parku, do kina, jedli lody. Matka najwyraźniej tak bardzo nienawidziła byłego męża, iż wyżywała się na córce. Gdy Agnieszka poszła do liceum, nauczyła się odpierać jej ataki. Zawiązali chłodny rozejm, ale żyli jak obcy ludzie.

Gdy przyszło wybierać, gdzie studiować – w domu czy w innym mieście – Agnieszka wybrała drugie. Chciała jak najszybciej uciec od matki. Dostała się na uniwersytet, zamieszkała w akademiku i była szczęśliwa. Szczęśliwa, iż nie widzi matki.

“Na wakacje wpadnę do domu, odwiedzę ojca” – myślała.

Gdy nadeszły ferie, Agnieszka wróciła i spotkało ją rozczarowanie. Matka nie mieszkała sama, ale z Jackiem, który był zaledwie siedem lat starszy od córki. Agnieszka po raz pierwszy zobaczyła pijanego mężczyznę w ich domu. Ojciec nie pił – najwyżej odrobinę przy świętach – więc to było dla niej wstrząsające. Jacek był ciągle pod wpływem. Agnieszka nigdy nie zrozumiała, czy w ogóle pracował. Czasem gdzieś wychodził, ale wracał w takim samym stanie.

“Mamo, podoba ci się, iż Jacek jest ciągle pijany?” – nie wytrzymała pewnego dnia. – “A do tego jeszcze się awanturuje.”

“To nie twoja sprawa. Nie wtrącaj się. Jacek miał trudne życie. Nie podoba ci się? Jedź do swojego ojca, nikt cię tu nie trzyma.”

Agnieszka wyjechała do ojca, bo poprzedniego dnia, gdy matki nie było, Jacek wtargnął do jej pokoju. Na szczęście wróciła Halina. Agnieszka spakowała się o świcie i pojechała do ojca, a dwa dni później na zajęcia. Nie rozumiała, dlaczego matka tłumaczy Jacka, znosi jego awantury, a choćby pozwala, by podnosił na nią rękę.

“Póki ten Jacek tu mieszka, nie postawię tu nogi” – postanowiła.

I tak się stało. Pewnego razu, już na czwartym roku, po sesji, Agnieszka pojechała do ojca. Ten też mieszkał już z inną kobietą, ale Anna była miła i

Idź do oryginalnego materiału