Debiut Pepe Martíego w Formule E zapowiadał się obiecująco. Hiszpan, jedyny prawdziwy debiutant w stawce na sezon 12, został sprowadzony w ostatniej chwili przez zespół Cupra Kiro i od początku budził duże zainteresowanie kibiców. Niestety, pierwszy weekend wyścigowy w elektrycznej serii zakończył się dla młodego kierowcy dramatycznym, choć na szczęście niegroźnym w skutkach wypadkiem.
Do zdarzenia doszło w końcowej fazie E-Prix São Paulo, kiedy emocje na torze sięgały zenitu. Martí znajdował się pewnie w strefie punktowej i wszystko wskazywało na to, iż zakończy swój debiut solidnym wynikiem. Podczas odliczania do neutralizacji Hiszpan jednak błędnie ocenił odległość dzielącą go od jadącego przed nim António Félixa da Costy. Nie zwolnił na czas i uderzył w tył Jaguara, po czym jego samochód poderwało w powietrze.
Maszyna wykonała dwa widowiskowe koziołki, po czym uderzyła w asfalt. Martí wydostał się z wraku o własnych siłach, bez poważniejszych obrażeń.
„Wszystko ze mną w porządku, choć był to naprawdę przerażający wypadek” – powiedział później na kanałach zespołu Kiro. „Do tamtego momentu jechaliśmy świetnie, spokojnie w pierwszej ósemce. Wielka szkoda, przepraszam ekipę”.
To nie pierwszy tak poważny incydent na torze w São Paulo. Rok temu w niemal identycznym miejscu dachował Pascal Wehrlein po uderzeniu w barierę. W obu przypadkach zaawansowana technologia konstrukcji samochodów Formuły E – wzmocnione monokoki, systemy absorpcji energii i halo – zapobiegła tragedii.
Weekend był wyjątkowo pechowy dla Cupra Kiro: Dan Ticktum musiał wycofać się z rywalizacji kilka okrążeń wcześniej, więc zespół opuścił Brazylię bez punktów.
Choć wypadek Martíego był spektakularny, jego brak poważnych obrażeń po raz kolejny podkreślił ogromny postęp bezpieczeństwa w serii. Jednocześnie stał się bolesną lekcją dla młodego Hiszpana, który pokazał jednak do momentu zdarzenia, iż w Formule E może namieszać.
Jeśli chcesz być na bieżąco z informacjami ze świata motorsportu, obserwuj serwis RALLY and RACE w Wiadomościach Google.
