Kierowca Peugeota z Wodzisławia nie miał szans zobaczyć Audi? Film rzuca nowe światło na sprawę

spidersweb.pl 10 miesięcy temu

Na pewno wszyscy słyszeli lub czytali o tragicznym wypadku w Wodzisławiu Śląskim, w którym zginęły trzy młode osoby. Jego sprawcą był podobno kierowca dostawczego Peugeota, który wymusił pierwszeństwo skręcając w lewo. Tak to wygląda na pierwszy rzut oka, ale jak obejrzy się film z miejsca zdarzenia…

O śmiertelnym wypadku z Wodzisławia trąbiła cała Polska, bo nie tylko był on wyjątkowo tragiczny w skutkach, ale też nagrał się na kamerę monitoringu. Widać na nim Audi pędzące na wprost przez skrzyżowanie i białego kombivana, który skręca w lewo i wymusza pierwszeństwo. Wydawałoby się, iż sprawa jest jasna, ponieważ to kierowca vana powinien był się zatrzymać i przepuścić Audi. Tak by się wydawało, ale…

Pierwszeństwo w ruchu drogowym nie jest sprawą bezwzględną

Pamiętam bardzo głośny wypadek z ulicy Puławskiej w Warszawie. Kierowca auta osobowego skręcał tam w lewo i zderzył się z nadjeżdżającym samochodem, który jechał prosto, przecinając jego tor jazdy. Winnym uznano jadącego prosto, ponieważ jechał ok. 130 km/h na ograniczeniu do 50 km/h. Nikt w ruchu drogowym nie ma obowiązku spodziewać się, iż inni w tak rażący sposób łamią przepisy. To teraz przyjrzyjmy się temu filmowi, a później będzie moja nieekspercka analiza i wniosek.

Szaleństwo znaków zaczyna się już w 1:18. Znaki stoją na poboczu w całkowitym chaosie, nikt nie wie już co znaczą, nie ma czasu się z nimi zapoznawać.

Na serio trudno się dziwić, iż kierowcy ignorują taką ilość oznakowania. Aby dobrze im się przyjrzeć, zwłaszcza w nocy, należałoby się zatrzymać. Od tej strony jechało Audi. Peugeot natomiast nadjeżdżał od tej strony, i jest to najważniejszy moment filmu (ok. 2:59).

Oglądając nagranie z wypadku można się zastanawiać, dlaczego kierujący białym vanem tak beztrosko wjechał na przeciwny pas, prosto pod Audi. Moim zdaniem po prostu go nie zauważył. To go nie usprawiedliwia i nie przenosi winy na kierującego Audi, ale daje dość dobre wyjaśnienie sytuacji. Problem polega na tym, iż kiedy podjeżdżał do skrętu w lewo, prawdopodobnie widział światła Audi w bardzo dużej odległości. Potem na moment jego widoczność została zasłonięta przez kompletnie zbyteczny znak nakazujący jechać po prawej stronie drogi (dzięki, bez tego znaku nigdy bym na to nie wpadł). Tyle wystarczyło, żeby zmylić go co do prędkości nadjeżdżającego pojazdu. prawdopodobnie uznał, iż jadące z przeciwka auto pozostało daleko. Wjechał więc na jego pas i wtedy doszło do zderzenia.

I tu pojawia się istotne pytanie

Po co jest ten znak? – nie wiem i choćby się nie domyślam, należy go bezzwłocznie usunąć, ponieważ ogranicza widoczność. Ale adekwatnie to nie takie pytanie miałem na myśli. Bardziej chciałbym zapytać, czy kierujący Peugeotem w ogóle miał szansę zgadnąć, iż kierowca Audi jedzie 140 km/h na ograniczeniu do 50 km/h. Bo moim zdaniem nieszczególnie. Albo inaczej: czy widząc w dużej odległości światła samochodu powinien był zatrzymać się i poczekać aż auto przejedzie? Takie decyzje podejmujemy codziennie. Widzimy, iż z naprzeciwka coś nadjeżdża i jeżeli to coś jest daleko, to uznajemy, iż zdążymy. Gorzej, jak to coś zbliża się tak szybko, iż od momentu decyzji do momentu ruszenia zdąży pokonać odległość, która wydaje się nam ogromna. Zwracam uwagę, iż przy 140 km/h Audi pokonywało 39 metrów na sekundę, a kierowca Peugeota mógł uznać, iż pokonuje bliżej 15-17 m/s. Mógł więc zobaczyć w oddali światła, pomyśleć „nie no, to spoko się zmieszczę” i ruszyć, i suma tych momentów na pomyślenie i ruszenie wystarczyła, żeby Audi zbliżyło się na tor kolizyjny. Do tego jeszcze dochodzi kwestia przecięcia pola widzenia przez tarczę znaku drogowego, co pewnie będą musieli zbadać eksperci.

Mamy za sobą analizę, a teraz wniosek

Możesz mieć pierwszeństwo, ale powyżej pewnej prędkości ono ci się już do niczego nie przyda.

Idź do oryginalnego materiału