Kiedy Łukasz Ż. trafi do Polski? Śledczy zaskoczeni niemieckimi terminami

natemat.pl 2 godzin temu
W Polsce na Łukasza Ż., który w wypadku drogowym miał zabić mężczyznę, a jego żonę i dzieci ranić, czeka spore grono osób. Na dzień dobry nie dostanie rzecz jasna braw i kwiatów, ale prokuratorskie zarzuty. Łukasza Ż. dopadła niemiecka policja, ale nie spieszy się z oddawaniem go Polsce. Przewlekłość niemieckiej procedury odesłania domniemanego drogowego zabójcy do kraju budzi zdziwienie polskich śledczych.


Przypomnijmy: pod koniec zeszłego tygodnia udało się zatrzymać w Niemczech Łukasza Ż. To domniemany (o winie lub niewinności decyduje sąd) sprawca tragicznego wypadku drogowego. Niemiecka policja dopadła uciekającego przed polskim wymiarem sprawiedliwości 26-latka i wsadziła go do aresztu.

Łukasz Ż. od razu zastrzegł, iż nie zgadza się bowiem na uproszczoną procedurę ekstradycji do kraju. To pozwoliłoby go powitać w Polsce choćby tego samego dnia. A tak sprawa musi przejść przez niemiecki wymiar sprawiedliwości. I może to trochę zająć.

Jak pisze Fakt.pl, może to potrwać choćby dwa miesiące.

– W tej sprawie toczy się postępowanie ekstradycyjne przed Prokuraturą Generalną, w ramach którego badana jest w tej chwili kwestia dopuszczalności ekstradycji do władz polskich – wyjaśnia w rozmowie z "Faktem" Wiebke Hoffelner, rzeczniczka Prokuratury Generalnej Szlezwika-Holsztynu.

Potwierdza też, iż 20 września 2024 r., złożono w tej sprawie wniosek do Wyższego Sądu Krajowego. Decyzja jeszcze nie zapadła.

– Sam proces postępowania ekstradycyjnego przewiduje okres 60 dni, który w razie potrzeby może zostać przedłużony – wyjaśnia.

Portal pisze, iż tak długim terminem wydania Łukasza Ż. zaskoczona jest polska prokuratura.

– My mamy inne doświadczenia w tej kwestii – przyznaje prok. Piotr Antoni Skiba, rzecznik warszawskiej prokuratury okręgowej. – Liczymy na to, iż Łukasz Ż. trafi do Polski dużo szybciej. Myślę, iż to kwestia 20 dni – dodaje.

Za co śledczy ścigają Łukasza Ż.?


Do dramatycznego wypadku doszło tydzień temu, w nocy z soboty na niedzielę na Trasie Łazienkowskiej w Warszawie. Na al. Armii Ludowej w tył Forda, który jechał w kierunku Pragi, uderzył rozpędzony Volkswagen Arteon. Jechało nim pięć osób, które wcześniej piły drinki na Placu Konstytucji i zamierzały przenieść się do klubu na Pradze.

Uderzony samochód, którym podróżowała czteroosobowa rodzina, wjechał w bariery energochłonne. Na miejscu zginął 37-letni pasażer. Jego 37-letnia partnerka i dwoje dzieci w ciężkim stanie trafili do szpitala.

Z miejsca zdarzenia uciekł 26-letni kierowca Łukasz Ż. Trzej pozostali mężczyźni, którzy z nim jechali, 22-, 27- i 28-latek, również się oddalili i zostawili na miejscu ciężko ranną 20-letnią kobietę, swoją współpasażerkę. Według prokuratury mieli wówczas ustalić wspólną wersję wydarzeń, a wcześniej namówić Łukasza Ż. do ucieczki.

Sam Łukasz Ż. pozostawał nieuchwytny i poszukiwany listem gończym, ale w końcu został w zeszły czwartek zatrzymany w Niemczech. Ranny mężczyzna został ujęty w szpitalu w Lubece. Jego obrażenia mogą świadczyć o udziale w wypadku samochodowym.

Kim jest Łukasz Ż. i co robił na wolności?


26-latek jest recydywistą, w ciągu pięciu lat odpowiadał przed sądem m.in. za posiadanie narkotyków, oszustwo, groźby karalne i kradzież. W sumie miał cztery wyroki, jeden to kara bezwzględnego pozbawienia wolności.

W grudniu 2023 r. zapadł nieprawomocny wyrok łączny: wymierzono mu karę ograniczenia wolności oraz zakaz prowadzenia pojazdów na 12 lat. Wyrok uprawomocnił się w czerwcu.

Idź do oryginalnego materiału