Dzień Dziecka na ściance wspinaczkowej / Zewediach

publixo.com 1 tydzień temu

Janusz nie był najlepszym ojcem na świecie. Codziennie po pracy siadał przed telewizorem z puszką piwa i oglądał mecze lub programy rozrywkowe. Nie interesował się życiem swojego syna Marcina, który miał dziesięć lat i był cichym i nieśmiałym chłopcem. Janusz uważał, iż wystarczy, iż kupi mu coś do jedzenia i ubrania, a resztą niech się zajmuje szkoła lub matka, która była z nim w separacji.

Tylko raz w roku Janusz starał się być lepszym ojcem - w Dzień Dziecka. Wtedy zabierał Marcina na jakąś atrakcję, żeby pokazać mu, iż się nim interesuje i żeby zrobić mu przyjemność. W tym roku postanowił zabrać go na ściankę wspinaczkową, bo widział reklamę w gazecie i pomyślał, iż to będzie fajna zabawa dla chłopca.

Marcin nie był zbyt zachwycony pomysłem ojca, bo bał się wysokości i nie czuł się pewnie na ściance, ale nie chciał go zawieść ani narazić się na jego gniew, więc pojechał z nim bez sprzeciwu. Janusz zaparkował samochód na parkingu przy ściance i zaprowadził Marcina do recepcji. Tam zapłacił za godzinę wspinaczki dla syna i za wynajęcie sprzętu. Potem poszedł do baru, który był obok ścianki i zamówił sobie piwo.

- Nie martw się, synku - powiedział do Marcina - Zaraz wrócę. Baw się dobrze.

Marcin skinął głową i poszedł za instruktorem, który miał go wprowadzić w tajniki wspinaczki. Instruktor był młodym i sympatycznym facetem o imieniu Tomek. Zauważył, iż Marcin jest spięty i nerwowy, więc postanowił go rozluźnić.

- Cześć, jestem Tomek - przedstawił się - A ty jak masz na imię?
- Marcin - odpowiedział chłopiec cicho.
- Miło cię poznać, Marcinie - powiedział Tomek, uśmiechając się - Nie bój się, wspinaczka to świetna zabawa. Na początek pokażę ci podstawy i bezpieczeństwo, a potem będziemy próbować różnych dróg na ściance. Zobaczysz, iż dasz radę.

Tomek zaprowadził Marcina do szatni, gdzie pomógł mu założyć uprząż i kask. Potem pokazał mu jak używać karabinków i lin oraz jak współpracować z asekurantem. Na koniec zapoznał go z różnymi rodzajami chwytów i stopni na ściance.

- Gotowy? - zapytał Tomek.
- Chyba tak - odpowiedział Marcin niepewnie.
- No to jedziemy - powiedział Tomek i poprowadził Marcina do najprostszej drogi na ściance.

Tymczasem Janusz siedział w barze i pił kolejne piwo. Nie przejmował się synem ani czasem. Myślał tylko o sobie i swoich problemach. Nie zauważył nawet, kiedy minęła godzina od momentu, gdy zostawił Marcina na ściance.

Marcin natomiast bawił się coraz lepiej. Pod okiem Tomka pokonał kilka dróg o różnym stopniu trudności i poczuł satysfakcję ze swoich osiągnięć. Tomek chwalił go i zachęcał do kolejnych prób. Marcin zaczął się uśmiechać i rozmawiać z instruktorem. Zyskał nieco pewności siebie i odwagi.

- Jesteś naprawdę zdolny, Marcinie - powiedział Tomek - Chcesz spróbować czegoś trudniejszego?
- Może - odpowiedział Marcin - Ale nie wiem, czy dam radę.
- Spróbuj, a zobaczysz - powiedział Tomek - Ja ci pomogę.

Tomek zaproponował Marcinowi drogę o wyższym stopniu trudności, która miała więcej przewieszek i wymagała większej siły i zręczności. Marcin spojrzał na nią z obawą, ale postanowił spróbować. Tomek zapiął go do liny i stanął na dole jako asekurant.

- No to dajesz - powiedział Tomek.

Marcin zaczął się wspinać. Na początku szło mu dobrze, ale im wyżej był, tym trudniej mu było znaleźć chwyty i stopnie. Musiał się mocno napinać i rozciągać, żeby dotrzeć do kolejnych bloczków. Tomek podpowiadał mu, gdzie się chwycić i gdzie postawić nogę. Marcin słuchał go i starał się robić, co mówił.
W końcu Marcin dotarł do najtrudniejszego fragmentu drogi, który był mocno przewieszony i miał mało chwytów. Marcin zawahał się i spojrzał w dół. Zobaczył, iż jest bardzo wysoko i poczuł strach. Zdenerwował się i stracił koncentrację.

- Spokojnie, Marcinie - uspokajał go Tomek - Nie bój się, ja cię trzymam. Musisz tylko sięgnąć do tego dużego chwytu po lewej i potem do tego małego po prawej. Dasz radę.

Marcin spróbował sięgnąć do dużego chwytu, ale był za daleko. Musiał się mocno wyciągnąć i puścić jedną rękę. Wtedy stracił równowagę i spadł. Tomek gwałtownie zaciągnął linę i złapał Marcina.

- Nic się nie stało - powiedział Tomek - To normalne, iż czasem się spada. Nie przejmuj się.

Marcin poczuł ulgę, iż nic mu się nie stało, ale też rozczarowanie, iż nie udało mu się pokonać drogi.

- Przepraszam - powiedział Marcin - Nie dałem rady.
- Nie musisz przepraszać - powiedział Tomek - To nie jest łatwa droga. I tak świetnie sobie poradziłeś. Jestem z ciebie dumny.

Tomek opuścił Marcina na dół i pogratulował mu wspinaczki. Potem spojrzał na zegarek i zauważył, iż minął czas wynajęcia ścianki dla Marcina.

- Niestety musimy kończyć - powiedział Tomek - Ale mam nadzieję, iż dobrze się bawiłeś.
- Tak, bardzo - odpowiedział Marcin szczerym uśmiechem - Dziękuję ci za wszystko.
- Nie ma za co - powiedział Tomek - To była przyjemność cię uczyć. Może kiedyś wrócisz?
- Chciałbym - powiedział Marcin - Ale to zależy od mojego taty.

Tomek popatrzył na bar, gdzie siedział Janusz i pił piwo. Zmarszczył brwi i pomyślał, iż to nie jest dobry ojciec dla takiego fajnego chłopaka jak Marcin.
Tomek podszedł do baru i zagadał do Janusza.

- Dzień dobry, panie Januszu - powiedział Tomek - Czy wie pan, iż czas wspinaczki dla pana syna się skończył?

Janusz spojrzał na Tomka z niewyraźnym wzrokiem. Był już lekko pijany po kilku mocnych piwach.

- Co? - zapytał Janusz - Kto ty jesteś?
- Jestem instruktorem wspinaczki - odpowiedział Tomek - Opiekowałem się pana synem Marcinem.
- Aha - powiedział Janusz - I co z nim?
- Nic złego - powiedział Tomek - Tylko, iż musimy się zbierać. Chyba, iż chce pan przedłużyć czas wspinaczki.
- Nie, nie - powiedział Janusz machając ręką - Nie ma sensu. I tak nie umie się wspinać.
- To nieprawda - zaprotestował Tomek - Marcin jest bardzo zdolnym i odważnym chłopcem. Pokonał kilka trudnych dróg i tylko raz spadł. Jestem z niego dumny.
- Spadł? - powtórzył Janusz podnosząc głos - Co ty mu zrobiłeś? Zraniłeś go?
- Nie, nie - zapewnił Tomek - Nic mu się nie stało. To normalne, iż czasem się spada. Ja go trzymałem na linie i złapałem.
- No to dobrze - powiedział Janusz uspokajając się - Bo jakbyś mu coś zrobił, to byś się ze mną nie napił.

Janusz podsunął Tomkowi swoje piwo.

- Chodź, napij się ze mną - zaprosił go Janusz.
- Nie, dziękuję - odmówił Tomek - Ja nie piję w pracy. A pan też chyba powinien nie pić, skoro jest pan kierowcą.
- Co? - zapytał Janusz obrażony - Jak to przestać pić? Ja sobie piję, ile chcę. To moje życie i moje pieniądze. Nie będziesz mi mówił, co mam robić.
- Przepraszam, nie chciałem pana urazić - powiedział Tomek spokojnie - Ale to niedopuszczalne, żeby prowadzić samochód po alkoholu. Zwłaszcza z dzieckiem na pokładzie.
- Nie martw się o mnie i o moje dziecko - powiedział Janusz gniewnie - Ja wiem, co robię. Jestem dobrym kierowcą i dobrym ojcem. A ty jesteś tylko jakimś instruktorem wspinaczki, który nic nie wie o życiu.
- Panie Januszu, proszę się uspokoić - powiedział Tomek cierpliwie - Nie chcę się z panem kłócić. Chcę tylko pomóc panu i pana synowi. Proszę, niech pan nie ryzykuje waszego zdrowia i życia.
- A ty niech wreszcie przestaniesz się wtrącać w nasze sprawy - powiedział Janusz podnosząc się z krzesła i chwytając Tomka za kołnierz - Bo ci pokażę, co to znaczy ryzyko.

Janusz próbował uderzyć Tomka w twarz, ale Tomek uniknął ciosu i odepchnął go od siebie. Wtedy Janusz stracił równowagę i upadł na podłogę. Wszyscy ludzie w barze i na ściance zwrócili uwagę na awanturę.
Marcin zobaczył, co się dzieje i pobiegł do ojca.

- Tato, co robisz? - zapytał Marcin przerażony.

Janusz podniósł się z trudem i spojrzał na syna.

- Marcinku, jesteś tu? - zapytał Janusz bełkocząc - Przepraszam, synku. Tylko chciałem ci zrobić prezent na Dzień Dziecka.
- Tato, jesteś pijany - powiedział Marcin smutno - To nie jest prezent. To jakiś koszmar.
- Nie, nie - zaprzeczył Janusz - To jest piękny dzień. Chodź, zabiorę cię do domu. Pojedziemy samochodem.

Janusz złapał Marcina za rękę i zaczął go ciągnąć do wyjścia.

- Nie, tato, nie - błagał Marcin - Nie możesz prowadzić samochodu. To niebezpieczne. Zostawmy go tu i weźmy taksówkę.
- Nie, nie - upierał się Janusz - Ja nie płacę za taksówkę. Ja mam swój samochód. Ja cię zawiozę.

Janusz wyprowadził Marcina na parking i otworzył drzwi samochodu.

- Wsiadaj, synku - powiedział Janusz.

Marcin nie chciał wsiadać, ale bał się sprzeciwić ojcu. Wiedział, iż Janusz może się zdenerwować i uderzyć go. Więc wsiadł do samochodu i zapiął pasy.
Janusz też wsiadł do samochodu i odpalił silnik. Nie zapiął pasów, po prostu ruszył z miejsca i wyjechał na ulicę.

Tomek wyszedł za nimi i próbował ich zatrzymać.

- Panie Januszu, proszę zawrócić! - krzyczał Tomek - To szaleństwo! Proszę się zatrzymać i oddać kluczyki!

Ale Janusz go nie słuchał. Butował gaz i jechał coraz szybciej. Nie zważał na znaki drogowe ani na innych kierowców. Zmieniał pasy bez sygnalizowania i wymuszał pierwszeństwo. Jechał jak szalony.
Marcin trzymał się mocno fotela i modlił się, żeby nic się im nie stało. Bał się o siebie i o ojca. Nie rozumiał, dlaczego ojciec tak się zachowuje. Czuł się samotny i nieszczęśliwy.

- Tato, proszę zwolnij - prosił Marcin - Bo spowodujesz wypadek.
- Nie martw się, synku - odpowiadał Janusz śmiejąc się - Ja wiem, co robię. Jesteśmy prawie w domu. Zaraz będzie dobrze.

Ale nie było dobrze. Na skrzyżowaniu Janusz nie zauważył czerwonego światła i wjechał przy pełnej prędkości na przejście dla pieszych. Nie zdążył wyhamować ani ominąć ludzi, którzy tam byli. Uderzył w nich z ogromną siłą i wysłał ich w powietrze.
Wśród ludzi był mały chłopiec, który trzymał za rękę swoją mamę. Byli to sąsiedzi Marcina, którzy wracali z kina. Chłopiec miał na imię Kuba i był najlepszym przyjacielem Marcina.
Marcin widział wszystko przez przednią szybę samochodu. Widział, jak Kuba leci w powietrzu i spada na ziemię bez ruchu. Widział krew na asfalcie i ludzi krzyczących o pomoc. Widział twarz swojego ojca, który był przerażony i zdumiony tym, co zrobił.

Marcin poczuł ogromny ból w sercu i łzy w oczach. Nie mógł uwierzyć, iż to się stało...
Idź do oryginalnego materiału