Nie zatrzymałeś się na zielonej strzałce? Policjant da ci 100 zł i 6 punktów karnych, ale jeżeli ustrzeli cię kamera GITD, dostaniesz 500 zł i 15 punktów. Ten sam manewr, to samo skrzyżowanie, ale zupełnie inna kara. Brzmi jak absurd? Bo nim jest.
Problem dotyczy bardzo konkretnej sytuacji: niezatrzymania się przed sygnalizatorem S-2, czyli zieloną strzałką warunkową. Kodeks ruchu drogowego jasno mówi, iż kierowca może skręcić przy zielonej strzałce, ale tylko po zatrzymaniu się przed sygnalizatorem. Zatrzymanie musi być pełne, a nie symboliczne „przymulenie” na granicy toczenia się.
Policja traktuje brak zatrzymania jako wykroczenie określone w art. 92 § 1 kodeksu wykroczeń – niezastosowanie się do sygnału świetlnego. Mandat: 100 zł. Punkty: 6. Jasne, przewidywalne, zgodne z taryfikatorem. Tymczasem GITD (Generalny Inspektorat Transportu Drogowego), operując systemem CANARD, kwalifikuje to samo zachowanie jako przejazd na czerwonym świetle, co podpada już pod art. 92a kodeksu wykroczeń. Efekt? 500 zł i 15 punktów karnych.
Oko Wielkiego Brata: CANARD
Systemy rejestrujące przejazd na czerwonym świetle – czyli kamery zainstalowane na skrzyżowaniach – miały poprawić bezpieczeństwo. W teorii działają precyzyjnie: kamera wykrywa, iż kierowca nie zatrzymał się przed sygnalizatorem, a mimo to skręcił. Problem w tym, iż automat nie rozróżnia niuansów i nie analizuje kontekstu tak jak człowiek. Nie sprawdza, czy było to naruszenie warunkowe (brak zatrzymania przy zielonej strzałce), czy klasyczny przelot przez czerwone światło zignorowane z premedytacją. Kara – jak w grze losowej – może wynieść pięć razy więcej i dać niemal dwie trzecie limitu punktów karnych.
Co więcej, kierowca może choćby nie być świadomy wykroczenia – bo o ile policja może udzielić pouczenia lub zinterpretować sytuację bardziej życiowo, to maszyna działa zero-jedynkowo. Nie rozumie sytuacji awaryjnych, nie uwzględnia intencji. Liczy tylko fakty: nie zatrzymałeś się? 500 zł. Koniec.
RPO mówi: dość tego cyrku
Sprawą zajął się Rzecznik Praw Obywatelskich, który w piśmie do GITD zarzucił niespójność i nierówność traktowania obywateli. Według RPO, nie ma podstaw prawnych do tego, by tę samą sytuację – skręt przy zielonej strzałce bez zatrzymania – traktować jako dwa różne wykroczenia. Szczególnie iż skutki mogą być dramatycznie inne. Rzecznik wskazuje, iż nie chodzi tu tylko o sprawiedliwość, ale o literalną zgodność z przepisami.
Bo jeżeli ktoś dwa razy nie zatrzyma się wystarczająco długo na zielonej strzałce i dwa razy trafi w oko kamery, bardzo gwałtownie może pożegnać się z prawem jazdy. A przecież nie mówimy o piracie drogowym przelatującym skrzyżowanie 100 km/h na czerwonym, tylko o człowieku, który skręcił w prawo, nie stając na sekundę dłużej. Przypomnijmy: maksymalny limit punktów karnych to 24. Dwa razy 15 punktów? Prosta matematyka.
Skąd się bierze ta rozbieżność?
Wszystko rozbija się o interpretację przepisów. Policja ma pewien luz decyzyjny – może ocenić sytuację, zastosować taryfikator zgodnie z logiką. GITD kieruje się algorytmem, z góry przypisując wykroczenie do najcięższej możliwej kategorii. Tu nie ma przestrzeni na interpretację – jest automat, który działa według własnej logiki, często sprzecznej z duchem przepisów.
To nie pierwszy raz, gdy funkcjonowanie systemu CANARD wzbudza kontrowersje. Różnice w kwalifikacji wykroczeń, błędy w odczytach, brak możliwości konsultacji z funkcjonariuszem – to wszystko sprawia, iż system ten coraz częściej przypomina maszynkę do zarabiania, a nie narzędzie zwiększające bezpieczeństwo.
Co dalej?
RPO wezwał GITD do ujednolicenia kwalifikacji wykroczeń i stosowania tych samych zasad, co w przypadku działań policji. Problem w tym, iż GITD nie podlega MSWiA, tylko Ministerstwu Infrastruktury – a to oznacza, iż sprawa może jeszcze trochę potrwać. Tymczasem kierowcy dalej płacą – nie tylko mandatami, ale też punktami i utratą prawa jazdy.