W Belgradzie znów zawrzało. Ponad 140 tysięcy ludzi wyszło na ulice, żądając dymisji rządu i przedterminowych wyborów. Doszło do starć z policją – są ranni i zatrzymani. Protesty realizowane są od tragedii w Nowym Sadzie i oskarżeń o korupcję władzy.
Demonstracja, zorganizowana przez ruch studencki oraz organizacje obywatelskie, była jedną z największych od czasu rozpoczęcia protestów w listopadzie ubiegłego roku. Wówczas w Nowym Sadzie zawalił się dach stacji kolejowej – zginęło 14 osób, trzy zostały ciężko ranne. Tragedia ujawniła skalę zaniedbań i domniemanej korupcji przy publicznych inwestycjach.
Podczas sobotniego protestu tłum skandował antyrządowe hasła, niósł serbskie flagi i postawił władzom ultimatum: nowe wybory do godziny 21:00. Po jego odrzuceniu demonstranci zapowiedzieli obywatelskie nieposłuszeństwo.
W pewnym momencie doszło do eskalacji – w stronę policjantów poleciały race i butelki. Służby odpowiedziały pałkami, a według świadków również gazem łzawiącym i granatami hukowymi. Policja twierdzi, iż użyto wyłącznie gumowych pałek. Rannych zostało sześciu funkcjonariuszy i dwoje demonstrantów, jedna osoba trafiła do szpitala.
– Będziemy protestować tak długo, jak będzie trzeba – zapowiedział uczestnik manifestacji Stefan Ivakovic w rozmowie z agencją AFP.
Prezydent Serbii Aleksandar Vučić zapowiedział, iż w niedzielę odniesie się do protestów. W przeszłości oskarżał organizatorów o udział w „zagranicznym spisku” mającym na celu destabilizację kraju. Minister spraw wewnętrznych Ivica Dačić zagroził użyciem „wszelkich środków” do przywrócenia porządku.
Na podst. AFP