Simoradz – mała wieś w pobliżu Bielska-Białej. Znają się tu adekwatnie wszyscy. Trzydzieści lat temu, miało tu miejsce jedno z najmroczniejszych zaginięć w historii Polski. Jego ofiarą padła dziesięcioletnia Ania. Jest 24 stycznia 1995 roku. Tego dnia, w szkole, do której uczęszcza Ania odbywa się karnawałowy bal. Po zakończonej zabawie Ania pieszo wraca do domu. Do przebycia ma około siedmiuset metrów. Nigdy jednak nie dociera na miejsce.
– Dzieci uprzątnęły salę, na której się uprzednio bawiły, Ania w towarzystwie swojego kolegi udała się do miejsca swojego zamieszkania, do domu – informuje Paweł Nikiel z Prokuratury Okręgowej w Bielsku-Białej.
Do wspomnianego kolegi Ani nie udaje nam się dotrzeć. Od jednego z mieszkańców Simoradza dziennikarze „Interwencji” słyszą, iż wyprowadził się z miejscowości około 10 lat wcześniej.
– Mówił, iż ją odprowadzał i iż ona powiedziała, iż już dalej pójdzie sama albo, iż babcia wyjdzie po nią, coś takiego – mówi.
Zaginięcie Ani Jałowiczor. Sprawę bada Archiwum X
– Impreza skończyła się około godziny 20. Siostra miała duży kawałek drogi przed sobą, wiódł przez nieoświetloną polną ścieżkę, więc jestem przekonany, iż mogłaby się bać iść. I bała się na pewno – twierdzi Dominik Jałowiczor, brat Ani.
Jedna z mieszkanek miała tego dnia słyszeć krzyk dziecka i widzieć jakieś auto w okolicy. Kobieta zmarła kilka lat temu.
– Zaobserwowała stojący pod latarnią, w miejscu oświetlonym samochód. Co istotne, tylne drzwi od tego pojazdu były otwarte – mówi Paweł Nikiel z Prokuratury Okręgowej w Bielsku-Białej.
ZOBACZ: „Interwencja”. Regularnie odprowadzał składki. Po wypadku został bez niczego
– W pewnym momencie słyszy krzyk dziecka, w tym momencie zatrzaskują się drzwi, samochód wycofuje i rusza przed siebie. Co najmniej dwie osoby brały w tym udział. Jeden musiał być kierowcą, a druga osoba zamykała tylne drzwi, trzymając na przykład dziecko – wskazuje oficer operacyjny Archiwum X KWP w Katowicach.
Sprawą zajmował się m.in. dziennikarz Interii Dawid Serafin. Jak mówi, policyjny pies użyty do poszukiwań Ani doprowadził śledczych właśnie w miejsce, gdzie stało wskazane przez świadka auto. – Ten samochód miał odjechać na główną drogę i ślad się tam adekwatnie urywa – dodaje Serafin.
Tajemniczy samochód
Według śledczych najprawdopodobniej był to Fiat 125 p w „kolorze jasnym, beżowym, piaskowym, czy kolorze kości słoniowej”.
– Na dwa tygodnie przed zaginięciem, mamy zeznania jednej dziewczynki, która twierdzi, iż widziała również taki samochód i dwóch mężczyzn w środku, którzy próbowali ją podwieźć – opowiada Dominik Jałowiczor, brat zaginionej Ani.
– Jeden miał być kierowcą, natomiast drugi miał siedzieć z tyłu tego pojazdu. Ona z obawy przed tymi mężczyznami schowała się w bezpiecznym dla niej w tamtym momencie miejscu, a mężczyźni ci mieli opuścić pojazd i rozpocząć jakieś poszukiwania za tą dziewczynką. Brzmi to przerażająco – dodaje Paweł Nikiel z Prokuratury Okręgowej w Bielsku-Białej.
W toku śledztwa sporządzono portrety pamięciowe mężczyzn.
ZOBACZ: „Interwencja”: Trafili z mieszkań do „kołchozu”. Ponieważ kolej buduje tunel
Dziennikarze „Interwencji” poprosili brata Ani o porównanie tych portretów z portretami pamięciowymi sporządzonymi w innej sprawie, która dotyczyła zabicia kilkuletniego dziecka.
– No, ewidentnie podobieństwo widać, więc można byłoby połączyć te osoby, jak najbardziej – komentuje Dominik Jałowiczor.
– Nie ma żadnej przesłanki, która wskazywałaby, iż te sprawy się łączą – usłyszeli dziennikarze „Interwencji” od oficera operacyjnego Archiwum X KWP w Katowicach.
Dwa zaginięcia w Simoradz
Dzień przed zaginięciem Ani, w Simoradzu miało miejsce inne tajemnicze zniknięcie. Bez śladu przepadła 42-letnia kobieta – mieszkanka jednej z sąsiednich wsi. Jej zwłoki przez przypadek odnaleziono tydzień później, podczas poszukiwań Ani. Jej śmierć uznano za nieszczęśliwy wypadek. Kobieta miała utonąć w pobliskim stawie.
– Torebkę tej pani znaleziono bardzo blisko naszego domu. Jak najbardziej te sprawy mogą się łączyć, no niewyobrażalne jest, iż w miejscowości, w której nigdy nie wydarzyło się nic tragicznego, nagle w ciągu jednego dnia giną dwie osoby – wskazuje Dominik Jałowiczor.
ZOBACZ: „Interwencja”. W kilka miesięcy miał kupić 27 aut. Nie ma pojęcia, o co chodzi
– Tutaj, w pobliżu miejsca porwania Ani wiele lat później brat Dominik znalazł kości, które później zostały poddane analizie, natomiast nigdy nie udało się ustalić, czy były to kości zwierzęce, czy kości ludzkie, więc to też jest jedna z tajemnic tej historii, która wciąż pozostaje nierozwiązana – zauważa Dawid Serafin z Interii.
Brat zaginionej Ani wyznaczył nagrodę pieniężną w znacznej wysokości 100 tys. zł.
– To jest ten moment, kiedy chcę prosić kogokolwiek, żeby się odezwał. Liczę też sprawcy oglądają, czytają, słuchają i wiedzą, iż cały czas próbujemy – mówi Dominik Jałowiczor.
– W „tabelce” spraw do zrobienia pozostało jeszcze parę wierszy i na najbliższy okres mamy co robić – zapowiada oficer operacyjny Archiwum X w Katowicach.

red / „Interwencja”